Co za dzień!
Niby niedziela, piękna pogoda, a ja siedzę i myślę (prawie jak nasi rezydenci na zdjęciu). W skrzynce odbiorczej mamy taki mail:
Droga Akademio, fajny jest ten twój kurs pilotów wycieczek, ale strasznie długo trwa! I po co tyle? No ja rozumiem, że ćwiczenia, ale aż tyle? I w sumie kończy się tylko dyplomem pilota, a jak pójdę na kurs do XXX, to dostanę i pilota i rezydenta. I to po jednym weekendzie (…)
Pomyślałam “Niemożliwe! Żadna szanująca się firma szkoleniowa tego nie zrobi!” I szukam. Co jedna oferta, to słabiej się robi. No nie chce być inaczej. Dostępne na rynku są szkolenia rezydencko – pilockie trwające… uwaga… 26 godzin! Lekcyjnych! Jak???
Oburzam się
Jak można się zobowiązać, że w weekend zrobi się z kogoś pilota wycieczek i rezydenta w jednym? I jak można brać za to pieniądze? Nie wiem, w jakich kategoriach to postrzegać – pychy? Braku poczucia przyzwoitości? A może ktoś wymyślił nową metodę szkoleniową? Może przez sen naucza? Może trzeba by o tym na konferencjach naukowych mówić?
No bo pamiętam wyraźnie, jak wygląda ustalanie programu i godzin szkoleniowych na naszych kursach. Z jednej strony – niech będzie jak najwięcej, bo przecież mamy jak najlepiej przygotować do zawodu. Dyplom Akademii ma świadczyć o wiedzy, umiejętnościach i kompetencjach na najwyższym poziomie. Z drugiej strony – niech to będzie niezbędne minimum, bo długość trwania kursu ma wpływ na cenę i nie możemy przesadzić. No i to nasze minimum to 106 godzin na pilotów wycieczek. STO SZEŚĆ. Subtelne 80 godzin więcej. Naprawdę nie dało się mniej. Każda z trenerek uważała, że jej treści są najważniejsze i musi być ich jak najwięcej (no i pewnie każda ma rację).
Robię głęboki wdech i oglądam program. „Prowadzenie guidingu” – tak, to bardzo ważne. Czas trwania? 30 minut. Rwę włosy z głowy! Pół godziny na jeden z ważniejszych, jak nie najważniejszy aspekt pracy pilota?
„Zajęcia praktyczne” – aż się boję spojrzeć obok. 60 minut. Nie czytam dalej.
Macie pomysł, jak to jest możliwe?
O.
Komentarze Facebook