Kiedy para stara się o pracę, prawdopodobieństwo, że oboje ją dostaną u tego samego touroperatora, jest bardzo małe. A jeśli to się uda, to jeszcze mniejsze są szanse na wspólną pracę w terenie. Czemu tak dzieje? Postanowiliśmy podrążyć temat.

Kilka lat temu na szkoleniu animatorów dopiero ostatniego dnia dowiedzieliśmy się, że wśród uczestników są dwie pary. Na co dzień nie dało się tego poznać. Zapytaliśmy, dlaczego aż tak się kryli – odpowiedź była zadziwiająca: bo chcieli nam pokazać, że w pracy też będą zachowywać się profesjonalnie i potrafią ze sobą pracować, a nie tylko być parą. I bo bali się, że jako para pracy nie dostaną. Zdziwiło nas to dlatego, że nie zakładaliśmy nigdy, że pary mogą pracować gorzej.
Od kilku też lat obserwujemy zwiększającą się z sezonu na sezon liczbę pytań, czy małżeństwo/para ma w ogóle po co odpowiadać na nasze ogłoszenia rekrutacyjne. Okazuje się, że dość otwarcie niektórzy polscy tourperatorzy informują, że para nie masz szans na wspólną pracę. Argumenty dość łatwo odgadnąć – że para będzie bardziej zainteresowana sobą niż pracą, że konflikt w związku przełoży się na jakość pracy i że od razu będzie on widoczny. Pracodawcy boją się i wolą nie zatrudniać „na wszelki wypadek”.

A my się nie boimy. Małżeństwa i pary, które z nami pracują, pokazują na co dzień, że są świetnymi pracownikami, a ich relacja nie ma wpływu na jakość wykonanych zadań. Dostajemy też fantastyczny dodatek – mamy szczęśliwych pilotów, animatorów i rezydentów, którzy nie muszą tęsknić przez kilka miesięcy za swoją drugą połową, tylko mogą ją mieć u boku.

Lubicie romantyczne opowieści? No to poznajcie historię pewnej znajomości

Początki

… Poznaliśmy się w 2007 roku w naszym pierwszym biurze podróży. To był ten rodzaj miłości od pierwszego wejrzenia. Przy bliższym poznaniu okazało się, że oprócz miłości mamy wspólną pasję – podróże. Wtedy jeszcze studenci turystyki, pracując jako doradcy ds. turystyki, powoli zaczynaliśmy odkrywać świat. Najpierw osobno, podczas szkoleń hotelowych, później razem, na wspólnych wyjazdach. Tym pierwszym była Madera, która na zawsze zostanie w naszych sercach… Miłość wzajemna i ta do podróży połączyła nas na stałe i w dalszą drogę życiową ruszyliśmy jako para małżeńska. Pierścionek zaręczynowy przyleciał z Turcji, w której później zaczęła się nasza zawodowa przygoda z rezydenturą. Ale wtedy żadne z nas o tym nawet nie marzyło.

Pierwsza wyprawa

Niedługo po ślubie zrealizowaliśmy jedno z naszych pierwszych – wielkich marzeń, jakim była Tajlandia. Kiedy pakowaliśmy ślubne stroje do walizki nie mogliśmy uwierzyć, że to się dzieje. A kiedy na filmowej „Niebiańskiej plaży” na wyspie Koh Phi Phi robiliśmy sobie zdjęcia w ślubnej sukni i garniturze, ludzie bili nam brawo, gratulując, uśmiechając się i życząc szczęścia na dalszej drodze życia. To było niezwykłe przeżycie… Wtedy po raz pierwszy za granicą zetknęliśmy się z Rainbow, z którym to biurem odkrywaliśmy baśniową Tajlandię. Już wtedy podziwialiśmy prowadzącego wycieczkę pilota i zazdrościliśmy mu tak wspaniałej pracy. Nasza praca i pasja dawały nam możliwości odkrywania świata, ale czegoś nam ciągle brakowało…

Po ślubie miał być tradycyjny schemat: kredyt, dom, założenie rodziny, ale wiedzieliśmy, że idąc tą drogą stracimy coś, co mocno kochaliśmy i co pchało nas ciągle do świata. W końcu coś pękło i pod koniec 2013 roku oboje rzuciliśmy wygodne posady za biurkiem, sprzedaliśmy auto, zostawiliśmy wynajmowane mieszkanie i kupując bilety w jedną stronę do Bangkoku, ruszyliśmy spełnić swoje marzenia o podróży z plecakiem. Podróżowaliśmy przez trzy miesiące po Tajlandii, Malezji, Kambodży i Singapurze, odkrywając niesamowite kultury i wspaniałe krajobrazy. Największą jednak przygodą tego wyjazdu był fakt podróżowania auto-stopem! Przebyliśmy ponad 6 500 km, rzadko korzystając ze środków komunikacji, co dało nam okazję do poznania ludzi i nawiązania wielu znajomości. Kiedy kończyły się nam pieniądze i spędzaliśmy ostatnie dni tej wyjątkowej przygody na dzikiej wyspie Pulau Tioman w Malezji wiedzieliśmy, że nasze życie nie może wyglądać standardowo. Zastanawialiśmy się co zrobić, by podróżując zarabiać zwyczajnie pieniądze? Wtedy jeszcze trudno było znaleźć odpowiedź na to pytanie…

Na rowerach

Po powrocie nie było mowy o kontynuacji pracy za biurkiem (choć mieliśmy taką możliwość). Wykorzystując okazję zarobienia paru groszy, wyjechaliśmy do Bułgarii w charakterze rezydentów. Pracy było niewiele, bo nie była to standardowa rezydentura, toteż zabraliśmy ze sobą rowery i zjeździliśmy Bułgarską Riwierę. Po sezonie ruszyliśmy realizować kolejne podróżnicze marzenie – rowerową podróż z sakwami. Tak trafiliśmy rowerami z Bułgarii do Stambułu. Potem trochę rowerem, auto stopem – śpiąc na pace tira, wróciliśmy do kraju. Zbliżała się zima, sezon na bliższe wyjazdy zakończony, a nam też skończyły się pieniądze. Nie było pomysłu na dalszą życiową drogę, choć logicznym wydawał się powrót do normalnej pracy. W końcu zrealizowaliśmy nasze marzenie o przygodowej podróży. Ale wtedy byliśmy już innymi ludźmi…

Akademia

Po wcześniejszych przygodach wiedzieliśmy, że nie dla nas praca na etacie, rutyna i skromne 26 dni urlopu, podczas którego nigdy nie zrealizujemy swoich podróżniczych zapędów! Pragnęliśmy czuć podróże nie tylko ze stron katalogów, ale żyć nimi na co dzień. Wpadła nam wtedy w oko oferta szkoleń Akademii Rainbow. Przypomnieliśmy sobie naszego pilota z podróży poślubnej po Tajlandii oraz wielu rezydentów, których widzieliśmy na licznych lotniskach. Propozycja kusząca, ale zaraz pojawiły się wątpliwości, że jeśli nawet uda się zdobyć pracę, to małe są szanse, że będziemy pracować razem, każde w innym kraju, jak to pogodzimy i inne podobne wątpliwości… Mimo to spróbowaliśmy. Odbyliśmy kurs rezydentów i byliśmy pod wrażeniem pasji, zaangażowania i techniki szkolenia prowadzących. To była potężna dawka praktycznych umiejętności, bo teorii to po licznych podróżach mieliśmy w głowie sporo. Po szkoleniu nie pozostawało nic, jak tylko wysłać dokumenty do różnych biur podróży.

Praca

Dostaliśmy się do kilku firm, ale to Rainbow jako jedyny przyjął nas oboje. Kiedy wiedzieliśmy, że będziemy pracować w tej samej firmie, zapytaliśmy, czy nie znalazłby się dla nas wspólny kierunek. I tak się stało!!! Nie mogliśmy w to uwierzyć! Oboje otrzymaliśmy wymarzoną pracę i w dodatku mieliśmy być w niej razem. Dalej wszystko potoczyło się bardzo szybko. Najpierw świetne szkolenie na kanaryjskiej Fuerteventurze i kolejna dawka praktycznych umiejętności. Do tego nowe znajomości i porady od ludzi pracujących w różnych krajach świata. I zaraz my sami znaleźliśmy się na Tureckiej Riwierze, jako nowi i świetnie wyszkoleni rezydenci Rainbow! Tak zaczęła się nasza przygoda, która trwa do dziś.

Firma, doceniając nasze zaangażowanie w pracę, pasję i profesjonalizm, stale daje nam możliwości rozwoju. Za nami rezydentura i pilotaż wycieczek w Turcji, Maroku, a obecnie – rajski Mauritius. Stało się to, o czym nie tak dawno marzyliśmy, a co jest naszą piękną codziennością: podróżujemy po świecie i zarabiamy na tym pieniądze!
Marzenia naprawdę się spełniają, tylko trzeba w nie uwierzyć i dać im szanse na realizację. Czasami jeden moment odmienia Twoje życie. Podróż z plecakiem była niesamowitą przygodą i inspiracją do podjęcia jednej z najlepszej decyzji w naszym życiu, jaką był udział w Akademii Rainbow. Dziś jako piloci i rezydenci tejże firmy, rozwijamy się zawodowo, spełniając swoje marzenia i z optymizmem patrzymy w przyszłość…

Da się

A jak wygląda praca pary w turystyce za granicą? Podobnie jak innych par w Polsce, bo zwykle razem wstajemy do pracy i po niej spotykamy się, jak każda para w kraju. Z tą jednak różnicą, że kiedy jedno z nas odwiedza turystów w hotelach na wybrzeżu, drugie prowadzi akurat wycieczkę gdzieś po antycznych miastach lub spływa pontonem podczas raftingu. Innym razem ktoś odbiera gości na lotnisku, a druga połówka szykuje dokumenty na spotkania informacyjne w hotelu. Różnorodność zadań w tej pracy nie pozwala się nudzić. Ciągłe obracanie się wokół podróżniczych klimatów: słońce, morze, komfortowe hotele, zabytki, przyroda – dla innych dostępny raz, dwa razy do roku urlopowy luksus, dla nas są miłą codziennością… Czasem w szczycie sezonu pracy jest sporo i zmęczeni obowiązkami nie mamy czasu i siły dla siebie. Zdarza się, że się mijamy w domu, kiedy jedno z nas pracuje za dnia, a drugie w nocy odbiera turystów z lotniska. Nie pracujemy od poniedziałku do piątku zawsze do 18 wiedząc, że wieczory i weekend spędzimy razem. Ale zawsze znajdą się dni, kiedy pracy jest mniej i można we dwójkę odpocząć.

A możliwości jest sporo, bo dosłownie za rogiem czekają morze, plaża, góry i wiele interesujących miejsc do zobaczenia. A dla nas brak tej codziennej, pracowniczej rutyny, niestandardowość zadań i sytuacji jest akurat plusem. I wszystko dzieje się w pięknych, wakacyjnych klimatach. To wzajemnie nas nakręca i sprawia, że ciągle chcemy więcej! Dlatego kiedy wracamy po sezonie do domu, to po odwiedzeniu rodziny i znajomych, mamy już w planach prywatną podróż. A jest na nią sporo czasu, bo w tej pracy pojęcie długości urlopu w zasadzie nie istnieje. Sam jesteś sobie szefem i pracownikiem i to Ty decydujesz, czy po zakończonym sezonie pracy chcesz rozpocząć kolejny w innym kraju, czy może chcesz odpocząć w domu lub podczas prywatnej podróży. A mając przy sobie drugą połówkę, która kocha nie tylko Ciebie, ale i to co wspólnie robicie to jest najcenniejsze, co można mieć!

Komentarze Facebook

Strona korzysta z plików Cookies w celu realizacji usług, zgodnie z Polityką Prywatności.